Facebook logo
Wielopokoleniowi Logo

Wszyscy jesteśmy Wielopokoleniowi

Aby przyjść na świat potrzebowałeś 2 rodziców, 4 dziadków, 8 pradziadków, 16 prapradziadków, 32 praprapradziadków itd… Cofając się o 10 pokoleń to będzie… ponad 2000 osób! Oni wszyscy na pewno istnieli. Żyli w przeciągu ostatnich 200-300 lat. A przecież historia sięga znacznie, znacznie głębiej…

Dzisiaj jesteś TY. Co będzie dalej? Kogo pozostawisz po sobie? Ile pokoleń Twoich potomków? A może nie masz, albo nie planujesz mieć dzieci i na Tobie ciąg pokoleń się zakończy?

To rodzi kolejne pytania. Co otrzymałeś od przodków? Jakie geny, wychowanie, kulturę, wartości, relacje, majątek? Z czego dziś czerpiesz? Co z tego jest dla Ciebie wsparciem, a co ciężarem? A może do wszystkiego doszedłeś sam i nawet nigdy nie zastanawiałeś się, co łączy Cię z Twoimi (pra)przodkami? Co w takim razie przekażesz dzieciom, wnukom, prawnukom…? W sposób zamierzony, bądź nie?

Pokolenia następują po sobie od zawsze. To prawda stara, jak świat. Na Wielopokoleniowych opowiem Ci o tym z dzisiejszej, praktycznej, majątkowej, prawnej i finansowej perspektywy. Czasami górnolotnie lub z przymrużeniem oka, częściej przyziemnie i pragmatycznie. Zajmować się będziemy wieloma rzeczami, ale przede wszystkim… budową godnego poziomu życia: dbaniu o dobrej jakości relacje oraz mądrym bogaceniem się w perspektywie wielopokoleniowej.

Na początek taka oto historia, może trochę jak z bajki:

Cztery pokolenia budowy majątku

Czym się zajmujesz? – spytałem. Jestem rentierem – odpowiedział Lars i się uśmiechnął. To znaczy? – dopytywałem – Nigdzie nie pracujesz? Wiesz – odparł – pradziadek założył firmę, którą mój dziadek sprzedał i kupił trochę nieruchomości. Zaczął budować kamienice w Amsterdamie, które przejął mój tata. Ojciec i wujek rozbudowali majątek na tyle, że teraz ja z rodziną… cóż… Jeździmy właśnie na nartach, a za tydzień lecimy do Brazylii, bo tam jest teraz cieplej. W sumie to nigdy nie musiałem pracować.

Tę rozmowę zrelacjonował mi mój kolega Michał, właściciel niewielkiej firmy pod Wrocławiem. Opowiadał, że poznał Larsa w Avoriaz, ośrodku narciarskim we Francji, gdzie szusował regularnie od kilku sezonów.

Sympatycznie się rozmawiało, więc postanowił podrążyć temat.

Michał (M): Jak to nie musiałeś? Kto tym wszystkim zarządza?

Lars (L): Nasze family office. Mamy firmę, której zadanie polega na zarządzaniu majątkiem rodziny. Nie musimy robić tego sami.

M: A ty? Nie chciałeś się w to zaangażować?

L: Po co? Ciągnęło mnie w inną stronę… Jestem niespełnionym artystą – uśmiechnął się. Miałem kiedyś zespół rockowy, ale… Jakoś mi przeszło. Potem zrobiłem licencję pilota i chciałem się nawet zatrudnić, ale stwierdziłem, że wolę pilotować własny samolot i dobrze się bawić. Zresztą mam już 48 lat i tym bardziej nie mam ochoty na pracę.

M: I co? Na wszystko starcza pieniędzy?

L: Tak. Choć w zasadzie to nie wiem. To nie moja sprawa. Mam zabudżetowane środki na każdy rok. I tak nie wykorzystuję ich do końca.

M: Żyjecie tylko z nieruchomości?

L: Nie. To jedynie część rodzinnego majątku. Mamy jeszcze trochę inwestycji i dwie firmy. Jedną założyli ojciec z wujkiem. Zarządza nią moja starsza siostra z kuzynami. To obecnie nasza główna spółka rodzinna i wszyscy mamy w niej udziały. Druga to dzieło mojej młodszej siostry. Coś czuję, że to będzie prawdziwy strzał w dziesiątkę – przynajmniej z tego, co opowiada. Ale to już jest jej firma – poza majątkiem rodziny. Mój syn też myśli o biznesie, ale dopiero za parę lat. Na razie uczy się – także pracuje w rodzinnej spółce.

M: Czyli nie wszyscy możecie pozwolić sobie na to, że nie pracujecie?

L: Pozwolić sobie możemy. Po prostu każdy robi to, co lubi. Moje siostry zawsze były bardziej ambitne ode mnie – każda realizuje się swojej dziedzinie. Ale żeby dostać stanowisko prezesa w rodzinnej spółce, starsza siostra musiała przejść całą drogę zawodową – w spółce i poza nią. Mamy to w rodzinie poukładane.

M: Bardzo ciekawie to wszystko brzmi. Nie kłócicie się?

L: A o co? Podstawowy poziom życia jako członkowie rodziny mamy całkiem przyzwoity. O ważnych rzeczach decyduje Rada Rodziny – spotykamy się raz w roku. Poza tym dywidendy, odsetki i możliwość korzystania z zasobów majątkowych rodziny pozwalają wygodnie funkcjonować. Dom w Rio, gdzie się teraz wybieramy, należy do całej rodziny. Poprzez family office umawiamy się kto i kiedy będzie tam pomieszkiwał. Mamy cztery takie rezydencje w Europie i Ameryce Południowej, więc nie ma tłoku. Poza tym każdy ma własny dom czy mieszkanie – przynajmniej jedno.

M: Hmmm… Jak tak cię słucham… Wiesz, sam prowadzę firmę. Choć jak widzę, jestem jeszcze na nieco innym etapie. Moi synowie pracują ze mną, córka też pracowała, a wybrała karierę w innej branży. Myślałem ostatnio o tym, jak będzie wyglądać przyszłość, komu i kiedy przekażę biznes i czy moi synowie się dogadają, kiedy mnie już w nim nie będzie. Wiesz, ich żony nie za bardzo się lubią…

L: Hmmm… bywa. A ile lat ma twoja firma?

M: Za rok będzie 25 lat. Nie wierzę, że to tak szybko zleciało!

L: Cóż. Nasza ma ponad 60, ale majątek kumulujemy już czwarte pokolenie, więc – wliczając firmę pradziadka – to ponad 130 lat. Też nie wierzę, że tak szybko zleciało! – zaśmiał się.

M: Hmmm… Pewnie nas też to czeka. W końcu od roku jestem już dziadkiem! Ale tak bardzo do przodu jeszcze nie myślę…

L: Ok. W takim razie życzę powodzenia! Na którym stoku jutro jeździcie?

Nadchodzi pierwsza fala

Larsowi i jego rodzinie się powiodło. Nie tylko dlatego, że ciężka praca kilku pokoleń przyniosła efekty, a rozsądne zarządzanie majątkiem i zgoda w rodzinie spowodowały, że dzisiaj przynajmniej częścią problemów nie muszą się przejmować.

Udało im się także dlatego, że u nich, w Holandii, nie było rozbiorów, ani 45 lat komunizmu. Wojny światowe dotknęły ich w mniejszym stopniu – zatem kumulacja majątku z pokolenia na pokolenie okazała się możliwa. Mieli lepsze warunki i znacznie więcej czasu, aby zbudować zamożność. Nie każdemu się to udało. Znane są historie firm i fortun, które wyrosły, a następnie upadły. Znacznie większa część Holendrów, jak i przedstawicieli wszystkich innych nacji, nigdy nie stała się tak bogata. Rodzina Larsa – jak na tamte warunki – to tylko nieco bardziej zamożni średniacy. Na pewno nie należą jednak do czołówki holenderskich firm rodzinnych.

Wielopokoleniowi to blog m.in. o majątku i budowania go w perspektywie wielopokoleniowej. Nie tylko w oparciu o tak zachęcające historie, jak ta, od której zacząłem i nie tylko w kontekście powielania wciąż u nas rzadko spotykanych rozwiązań, jak np. korzystanie z własnego family office. Będę opisywał przede wszystkim nasze realia, rodzimą perspektywę i własne, przeżyte już doświadczenia. Przy mniejszych majątkach, większych zobowiązaniach, oraz – co ważne – znacznie mniejszym doświadczeniu w układaniu tych spraw, a nawet w rozmawianiu na ich temat w rodzinach.

W Polsce sytuacja jest szczególna, ale tym bardziej interesująca. Na Zachodzie wiele majątków kumulowanych jest od pokoleń, łatwiej o tym rozmawiać, a niektóre rodziny wypracowały własne sposoby na ułożenie międzypokoleniowego przepływu majątku i kapitału. Tymczasem u nas tylko nieliczne rodziny mogą pochwalić się wielopokoleniową ciągłością biznesu, a nawet własności. Pierwsza wielka fala zmiany pokoleniowej dopiero nadciąga. Ludzie, którzy zaczęli budowę majątku w latach 80-tych, 90-tych i dwutysięcznych, przekazują go właśnie swoim dzieciom i wnukom.

Nie chodzi tylko o duże firmy i majątki. Majątkiem jest przecież każdy dom lub mieszkanie (po wielu latach spłacania kredytu hipotecznego lub w jego trakcie), rzeczy osobiste, a nawet… długi, które także przechodzą na spadkobierców. Pojawia się przy tym wiele dylematów, pytań i wątpliwości. Prawnych, biznesowych, rodzinnych, relacyjnych, finansowych i sporo, sporo innych. Każda historia jest odmienna i do każdej decyzji warto podejść z należytym szacunkiem oraz rozwagą. Szczególnie, że planowanie sukcesji to niemal zawsze gra zespołowa. Nie robi się tego samodzielnie i w tajemnicy przed rodziną – najczęściej w proces decyzyjny zaangażowanych jest kilka osób, do czego szczerze namawiam.

Na blogu udowodnię nie raz, że ten temat, w ten czy inny sposób, dotyczy w zasadzie wszystkich. Również Ciebie.

***

To zdjęcie przedstawia moich dziadków: Antoninę i Stanisława Martyniec, oraz ich dzieci: Adama i Ewę. Adam Martyniec to mój Tatuś 🙂

Moja babcia, dziadek, ciocia oraz Tatuś.

***

Każdy, kto zastanawia się, jak przekazać dziecku mieszkanie, dom, albo firmę, jak zabezpieczyć się na starość, jak zmierzyć się z przyjęciem spadku, ułożyć sprawy podatkowe i finansowe, a nawet czy spisać umowę majątkową małżeńską, ponieważ za tydzień bierze ślub – znajdzie na tym blogu tematy dla siebie.

Niektórzy podchodzą do planowania sukcesji świadomie, inni nie wiedzą nawet, jak bardzo sprawy sukcesyjne ich dotyczą. Sukcesja i planowanie spadkowe to zagadnienia nowe i nieznane dla sporej części osób, a z drugiej strony stare jak świat. Od zawsze przecież pokolenia następowały po sobie, od zawsze przekazywały coś potomnym. Zdziwisz się zapewne jednak, jak wiele codziennych, nawet drobnych decyzji jest – lub powinno być – powiązanych z sukcesją.

Zdarzają się rodziny, które żyją razem i w zgodzie budują majątek. Innym przychodzi to trudniej – niejeden spór o podział spadku skończył się w sądzie. Czasem jednak te sprawy dopadają nas zupełnie z zaskoczenia, a nawet wbrew naszej woli. Oto kolejna historia. Tym razem zupełnie inna…

Czy tego chcesz, czy nie…

Beata nie miała kontaktu z ojcem od 30-paru lat. Właściwie prawie go nie pamiętała. Tylko kilka przebłysków z dzieciństwa, jakieś scenki. Potem zniknął. Wiedziała, że mieszkał w sąsiednim mieście i miał kolejną żonę. Wiedziała, że ma rodzeństwo – ale nigdy się nie poznali. Dochodziły do niej głosy, że ojciec miał sklep, że splajtował i narobił długów. Znajoma mówiła, że znajoma znajomej pracowała u niego i jej nie zapłacił. Że musiała składać sprawę do sądu i że w ogóle nie było różowo.

Nie wiedziała nawet, że ojciec zmarł. Jakiś rok po jego śmierci dostała list z wezwaniem do zapłaty z jakiegoś banku. Pomyślała, że to pomyłka, albo w najgorszym razie kiepski żart. Tyle, że potem przyszedł kolejny list i jeszcze dwa następne. Z ZUS i urzędu skarbowego. A potem pismo z sądu, że będzie rozprawa spadkowa i że ma się stawić.

Prawnik powiedział jej, że musi podjąć decyzję, czy przyjmuje spadek, czy nie. Ma na to 6 miesięcy od dnia, w którym dowiedziała się, że ojciec nie żyje. Okazało się, że cała jego ‘nowa’ rodzina odrzuciła już spadek i Beata została na placu boju sama. Była jedyną spadkobierczynią. Zrobiłaby to samo, też odrzuciłaby spadek, ale okazało się, że jest w innej sytuacji, niż jej przyrodnie rodzeństwo. Ma dzieci. Małoletnie dzieci. Jeżeli odrzuci spadek – one będą następne w kolejce. A ponoć – poza długami – w spadku był dom wspólny z żoną taty i jakieś rzeczy po firmie. Nie było pewności, czy sąd rodzinny zgodzi się na odrzucenie spadku w imieniu dzieci – nie znała wartości długów, ani majątku.

Nagle okazało się, że problemy jej ojca dopadły ją i zmusiły do podjęcia szeregu trudnych decyzji. I to w dziedzinach, o których wcześniej nie miała pojęcia. Kto normalny na co dzień myśli o dziedziczeniu, procedurach sądowych, długach spadkowych i tp.? To nie jest temat, którym lubimy i chcemy się zajmować.

Trudne sprawy

Na szczęście rzadko kto ma tak trudną sytuację rodzinną, jak w przykładzie Beaty. Jeżeli jednak chcemy do tematu sukcesji podejść uczciwie i odpowiedzialnie, nie sposób pominąć tych wątków.

Rzecz w tym, że wiele spraw, które dotyczą sukcesji, nie należy do łatwych, przyjemnych, ani szczególnie atrakcyjnych. Przekazywanie majątku lub biznesu wiąże się z odchodzeniem, oddaniem władzy, koniecznością zdania się na kogoś innego i stania się od niego zależnym. To wymaga zaufania, a czasem nawet własnym dzieciom trudno jest zaufać. Obserwowałem setki sytuacji, kiedy przekazanie nastąpiło za wcześnie, nie temu, co trzeba albo za późno. Widziałem wiele błędów, zawiedzionych oczekiwań i ich przykrych konsekwencji. Sporo będzie o tym, jak ich nie popełnić i działać mądrze i odpowiedzialnie.

Tym bardziej temat śmierci, dziedziczenia i planowania spadkowego kojarzy się mało sympatycznie. Nikt przecież dla frajdy nie zastanawia się, a tym bardziej nie rozmawia z najbliższymi o tym, co by było gdyby umarł. W wielu rodzinach temat testamentów jest odwiecznym tabu, o którym lepiej nie rozmawiać. Pytanie: Czy wysyłacie mnie już na tamten świat?! znane jest niejednemu dziecku, które zasugerowało rozmowę na temat ostatniej woli rodzica.

Wielopokoleniowi to miejsce, w którym będziemy o tym pisać i ułatwiać Ci ułożenie także tych spraw – znacznie lepiej, niż zwykło się to czynić. Pomożemy oswoić się z tematem odchodzenia oraz faktem, że każdy z nas jest śmiertelny. Nauczę Cię inaczej o tym myśleć – przynajmniej o aspektach prawnych i majątkowych. Otrzymasz wsparcie w przygotowaniu najbliższych do rozmów na te tematy, podzielę się doświadczeniem z tysięcy godzin rozmów z kilkuset rodzinami. Znajdziesz tu konkretne narzędzia i sposoby, które zmienią podejście do najtrudniejszego z sukcesyjnych tematów – do śmierci. Udało się to już w bardzo wielu rodzinach. Liczę, że Ty też sobie poradzisz.

Wszyscy jesteśmy Wielopokoleniowi…

Jak pokazała historia Larsa i jego rodziny, sukcesja to nie tylko problemy, ale także przyjemności. Cała sztuka polega właśnie na tym, aby w perspektywie wielopokoleniowej budować silne, coraz bardziej zamożne rodziny. Niekoniecznie zaangażowane w biznes. Także na przysłowiowym etacie warto budować bezpieczeństwo majątkowe i zadbać o to, aby rodzina w zgodzie mogła żyć godnym życiem. Aby uniknąć powszechnych i często podstawowych błędów i uczyć się od bardziej doświadczonych. Choć na pierwszy rzut oka historia Larsa ma się nijak to naszych codziennych realiów i brzmi miejscami jak bajka – znam wiele rodzin które idą w tym właśnie kierunku. Są na początkowym, a nawet nieco bardziej zaawansowanym etapie budowania solidnych podstaw rodzinnych zasobów majątkowych, które będą służyć im i kolejnym pokoleniom.

***

Na zdjęciu są moi dziadkowie ze strony Mamy: Janina i Tadeusza Michalscy, ciocia Danuta (starsza) moja Mamusia, Grażyna 🙂

Babcia Jasia.jpg

***

Niezależnie od tego, ile masz lat, czy masz rodzinę, jak wielki posiadasz majątek lub zobowiązania, czy prowadzisz biznes, pracujesz na etacie czy nie jesteś aktywny zawodowo – to są tematy dla Ciebie. Nawet, jeżeli jesteś zagorzałym singlem i postanowiłeś nigdy się nie ożenić – zawsze możesz odziedziczyć spadek po dalekim krewnym, a jeżeli zgromadzisz jakikolwiek majątek – będziesz go musiał komuś przekazać.

Wielopokoleniowi to jest nie tylko blog o budowaniu majątku i biznesu w perspektywie międzypokoleniowej, sukcesji, planowaniu spadkowym, prawie, podatkach czy finansach osobistych. Przede wszystkim podpowiem Ci, jak mądrzej samemu podejść do tych tematów. Zaproponuję rozwiązania, definicje i sposoby myślenia, których na pewno nie znasz (wiem to, bo sam je wymyśliłem i z powodzeniem wykorzystuję przy doradztwie sukcesyjnym, a o wielu z nich pierwszy raz mam zamiar napisać właśnie na tym blogu).

Będę też namawiał Cię, aby zainteresować tymi sprawami Twoich najbliższych: rodzinę, partnerów biznesowych czy też przyjaciół, ponieważ dla nich to także są ważne rzeczy, a decyzje przez nich podjęte (a nawet brak decyzji) mogą dotyczyć bezpośrednio Ciebie. Rodzina i – jeśli ich posiadasz – partnerzy biznesowi, będą musieli zaangażować się wraz z Tobą w proces decyzyjny, jeżeli uznasz, że zechcecie sobie te kwestie poukładać. Zaręczam: nie zrobisz tego sam, pokażę Ci jak wspólnie tego dokonać, w jaki sposób położyć na stole nawet trudne tematy oraz jak łatwiej dojść do konstruktywnych wniosków – nawet przy różnicy zdań.

Będzie sporo o relacjach rodzinnych, komunikacji, mediacjach i innych miękkich aspektach zarządzania procesem sukcesji. Pokażę dobre praktyki i sprawdzone sposoby rozwiązywania skomplikowanych sytuacji.

…a to zobowiązuje!

Prawda jest taka, że nikt za Ciebie i Twoją rodzinę nie załatwi tych spraw, nikt nie zdejmie z Was odpowiedzialności za mądre poprowadzenie ich. Otrzymasz tutaj jedynie narzędzia, inspiracje podpowiedzi i sporą dawkę darmowej edukacji. Na tym polega idea tego bloga 😉 W wielu momentach będziesz się jednak musiał zaangażować – oby na etapie planowania, a nie gaszenia pożarów albo prób rozwiązania tego, co nierozwiązywalne (typu spór 53 spadkobierców w piątym pokoleniu o spadek o wartości kilkudziesięciu tysięcy złotych, który kosztował ich już znacznie więcej nerwów, czasu i pieniędzy – niż to wszystko jest warte, czyli odwrotny scenariusz historii Larsa).

Czas płynie w jedną stronę, a niektórych decyzji (podjętych także z powodu niewiedzy, odkładania na później lub zaniechania) nie da się cofnąć.

Zaangażowanie powinno rozpocząć się od edukacji – i to grupowej: polecaj wybrane, adekwatne do Waszej sytuacji artykuły na blogu Twoim bliskim, niech czytają i uczą się równo z Tobą i sami też zaangażują w proces decyzyjny. Kiedy już będziecie więcej wiedzieć – zacznijcie rozmawiać. To najważniejszy i często najtrudniejszy etap. Żeby zacząć. Na serio i z dobrymi intencjami. Następnie przyjdzie czas na budowę konkretnych rozwiązań. Prawa i finansów nie da się oszukać – stanowią twardą ramę w procesie planowania sukcesji. Już na tych etapach – przy rozmowach i lub budowie rozwiązań sukcesyjnych – możecie potrzebować wsparcia. Skorzystaj z pomocy prawnika, doradcy podatkowego, doradcy finansowego, mediatora, coacha, terapeuty oraz każdego innego wsparcia, które przybliży Cię albo Was do celu. O procesie decyzyjnym, jego etapach i konstrukcji także będę pisać.

Jeżeli uznasz, że wybierasz wsparcie jednej ze spółek należących do Grupy Wielopokoleniowych – zapraszam do współpracy. Nie musisz jednak tego robić – sam decydujesz, z czyjej pomocy skorzystasz. Czasem wystarczy proste rozwiązanie, które podpowiem Ci na blogu. Nie namawiam do komercyjnej współpracy, choć oczywiście będzie mi miło, jeśli zechcesz z niej skorzystać. W końcu ten blog to część mojego biznesu i nie ma sensu się krygować czy czegoś ukrywać.

Tak czy owak: na blogu podchodzę do sukcesji, jej planowania i zarządzania jej procesem SYSTEMOWO. Z czasem znajdziesz tutaj coraz więcej materiałów, które pomogą Ci ułożyć to sobie w głowie w taki sposób, aby proced decyzyjny stał się prostszy i bardziej efektywny.

Zanim zagłębisz się w lekturę kolejnych wpisów, zapoznaj się proszę zZasadami Wielopokoleniowych. To ważne, abyśmy się dobrze zrozumieli.

Z czasem planuję poszerzenie tematyki o wiele innych Wielopokoleniowych tematów, obszarów oraz wątków. Coraz częściej uświadamiamy sobie, jak bardzo jesteśmy od siebie zależni. Jak bardzo świat, w którym żyjemy, powinien być postrzegany jako zespół naczyń połączonych, plątanina tysięcy współzależnych relacji – nie tylko bliskich, lecz i z pozoru dalekich. Geograficznie, politycznie, kulturowo, gospodarczo, ale też… w czasie.

Wielopokoleniowe podejście zmienia perspektywę patrzenia w przyszłość oraz postrzegania przeszłości oraz lekcji, które z niej płyną. Po to, by wspólnie budować i dostrzegać to, co nas łączy, a nie dzieli. Ten blog to miejsce, w którym będzie można o tym porozmawiać. Myślę, że tym bardziej jest potrzebny w świecie, w którym coraz więcej ludzi dostrzega swój interes w kreowaniu podziałów i różnic. W którym z tak wielu stron wmawia się nam, że te różnice są ważniejsze, niż to, co nas łączy. Także Wielopokoleniowo.

Cieszę się, że tutaj jesteś, inwestujesz swoją uwagę i czas. Liczę, że to dla Ciebie i Twoich najbliższych początek nowej, Wielopokoleniowej drogi.

Zapraszam do lektury, refleksji i działania. Namawiam do udostępniania i przesyłania dalej, jeśli tylko uznasz, że dowiedziałeś się tutaj czegoś wartościowego.

Witaj na Wielopokoleniowych!

Łukasz Martyniec

Dodaj komentarz

O autorze

Cześć, witaj w moim świecie!

Kim jestem? Od wielu lat, na pytanie o wykonywany zawód – odpowiadam, że piszę ludziom testamenty. To prawda. Napisałem ich już grubo ponad tysiąc. Niektórzy pytają, czy jestem notariuszem, inni robią dziwną minę …

Polecam również

Bądźmy w kontakcie!

Zapisz się do newslettera Wielopokoleniowych!