Facebook logo
Wielopokoleniowi Logo

Sędzia powiedziała, że nie mogę sprzedać domu

Nie wiem, na co on liczył. Jak można być tak głupim i do tego stopnia nie pomyśleć o rodzinie. Nie pomyśleć o mnie, o dzieciach. Kiedy zadzwonił telefon, że Robert miał wypadek – myślałam, że nie może już być gorzej. Teraz widzę, że może. I to bardzo…

To była wina tego drugiego

Wiem, że mój mąż ciężko pracował. Starał się, żebyśmy żyli na dobrym poziomie, tyrał za dwóch. Właśnie wracał z wyjazdu do klienta, kiedy ten drugi… Nawet policja nie wie do końca, jak to było. Sprawca myli się w zeznaniach. Po operacji chcieli przesłuchać Roberta. Sierżant liczył, że on będzie coś pamiętał. Niestety Robert po operacji już się nie obudził. Dwa dni potem… zostałam sama. Z dwójką dzieci, nauczycielską pensją i tym cholernym domem. Trzy razy za wielkim dla nas. Szczególnie teraz…

Dom

Wiedziałam, że jest za duży. Ale Robert się uparł. Mówił o kolejnym dziecku, że potrzeba więcej miejsca. I że niedługo awansuje, będzie lepiej zarabiał i jakoś damy radę szybciej spłacić kredyt. Poza tym jego działka była za darmo, bo dostał ją od rodziców. Nie mogła się zmarnować. Dlatego mój pomysł, żeby na razie kupić mniejsze mieszkanie, nie przypadł mu do gustu.

Ostatnie cztery lata, to był tylko ten dom. Wybór projektu, budowa, instalacje, kafelki, meble, podjazd do garażu. Wiecznie go nie było, wszystko zostało na mojej głowie. On albo w pracy, albo na budowie. Prawie nie miałam męża, a dzieci ojca. Wprowadziliśmy się zaledwie pół roku temu. Całe wakacje jeszcze na dopieszczaniu szczegółów, znów nigdzie nie pojechaliśmy. Zresztą nie było za co.

Teraz liczyłam, że wreszcie będzie normalnie. Że będziemy normalną rodziną. Że trochę odetchnę i może zacznę nawet cieszyć się tym domem. Ale zadzwonił telefon ze szpitala.

Wypadek

Robert wracał z delegacji, był w Kielcach, dopinał ważne zamówienie dla szefa. Miał zostać na noc, ale postanowił wracać. Rano miał kolejne obowiązki. 23:35. Na tej godzinie zatrzymał się jego zegarek, który mi oddali w szpitalu. To wtedy ten drugi zepchnął go z drogi, prosto na drzewo. Niecałe 20 km od domu.

Pogrzeb był równo tydzień po wypadku. Przyszło bardzo dużo ludzi. Gdyby nie rodzina, byłoby mi jeszcze ciężej. Rodzice i siostra bardzo mi pomagają. Bez nich nie dałabym rady.

Zaraz po pogrzebie zabrałam się za formalności. Okazało się, że mam dostęp tylko do połowy pieniędzy na koncie. Mieliśmy wspólny rachunek i pani w banku powiedziała, że abym mogła wybrać pozostałe pieniądze, muszę mieć zrobione postępowanie spadkowe. W sądzie, albo u notariusza. A przecież na konto wpłynęła odprawa pośmiertna z pracy Roberta. Muszę mieć z czego płacić kredyt. I jakoś żyć.

Notariusz

Rejent powiedział mi, jakie dokumenty mam przedstawić, żeby nabyć spadek. Na szczęście wszystko udało się szybko załatwić. Wcześniej nigdy nie myślałam o takich sprawach. Nie miałam pojęcia, jak to działa. Pytał, czy mąż nie zostawił testamentu. Jakiego testamentu? Kto w wieku trzydziestu-kilku lat pisze testament?!

Oczywiście, że nie zostawił…

Okazało się, że wraz z dziećmi nabyłam spadek po 1/3. Tak działa dziedziczenie ustawowe. Kolejną niespodzianką było to, że dom należał w całości do Roberta. Wybudowaliśmy go na jego działce, którą dostał od rodziców w darowiźnie. Dowiedziałam się, że w zasadzie mieszkałam u męża, a nie u siebie. Ponieważ zaś dom nie był w naszym majątku wspólnym i w całości wszedł do spadku, moje jest tylko 1/3 domu, reszta należy do dzieci. Gdyby dom był wspólny, miałabym 2/3, a dzieci po 1/6, ale niestety tak nie jest. Mam niby jakieś roszczenie o rozliczenie pieniędzy wydanych na dom, ale teraz to tak właściwie do siebie samej i do dzieci. Kompletnie bez sensu. Zresztą kto nadąży za prawnikami?

Za to kredyt w całości jest mój. Notariusz mówił, że nie ma się czym martwić, bo odpowiadamy za długi męża z jakimś dobrodziejstwem inwentarza, czyli do wartości spadku. Dopiero, jak mu wyjaśniłam, że kredyt braliśmy wspólnie, powiedział, że odpowiadam jednak za cały.

Notariusz wytłumaczył, że akt poświadczenia dziedziczenia jest od razu prawomocny. Powinnam zgłosić się do banku po pieniądze, złożyć wniosek o wpis do księgi wieczystej, a w międzyczasie odwiedzić urząd skarbowy i zgłosić nabycie spadku w imieniu swoim i dzieci. Myślałam, że to zwolnienie jest automatycznie, a tu jednak znowu papiery. Kto ma do tego głowę?

Pieniądze

Robert był ubezpieczony w pracy, ale tylko na 35 tys. zł. Za śmierć w wypadku wypłacają podwójnie. 70 tys. zł to nie jest dla nas wiele. Potrzebuję jeszcze ponad 650 tys. na spłatę samego kredytu. Za co wykończę dom i będę utrzymywać siebie i dzieci?

Kiedyś, przed rozpoczęciem budowy, rozmawialiśmy z agentem ubezpieczeniowym o naszej własnej polisie. Ale 400 czy 600 zł składki za nas oboje to były za duże pieniądze. Nie mogliśmy sobie na nie pozwolić, bo przecież… budowa domu.

Kiedy poszłam do banku z aktem poświadczenia dziedziczenia, pani wyjaśniła mi, że moja jest tylko 1/3 pozostałych na koncie pieniędzy. Reszta należy do dzieci, i żeby coś z nimi zrobić muszę mieć zgodę z sądu rodzinnego. Jaki sąd? Co sąd ma do moich pieniędzy? Jak mam funkcjonować, jeśli mam dostęp tylko do 1/3 środków?

Pani powiedziała mi jeszcze, żebym uważnie przeczytała umowę kredytu. Czy przypadkiem nie muszę zgłosić, że mąż zginął w wypadku i że teraz już tylko moja pensja będzie musiała wystarczyć przy obliczaniu zdolności kredytowej. I w ogóle, żebym poszła do jakiegoś prawnika. Bo nabycie spadku to jedno, ale teraz trzeba jakoś dalej funkcjonować. Żeby mi powiedział, w jakiej jestem sytuacji i co to znaczy, że mam tylko 1/3 domu. Przecież jestem mamą moich dzieci i mogę decydować w ich sprawach majątkowych.

Czy nie mogę?

Kredyt

Pan z działu kredytowego w pokoju obok stwierdził, że moja pensja nie wystarczy i nie mam już zdolności kredytowej. Mówił, że proponowali mężowi dodatkowe ubezpieczenie na życie, kiedy zawieraliśmy umowę kredytu. Ale z dokumentów wynika, że nie skorzystał.

Umowa kredytu, owszem, nie wygasa i nadal jest w mocy. Teoretycznie mogę spłacać dalej, ale on już widzi, że mnie nie stać. A jeśli oficjalnie zgłoszę śmierć męża – mogę się liczyć z wypowiedzeniem umowy kredytu. Spytał, czy nie mogę poszukać dodatkowej pracy? Nawet jednorazowa spłata tych 70.000 zł z polisy, niewiele by zmieniła.

Kiedy spytałam o możliwość zmiany umowy kredytu i rozłożenia spłaty na większą liczbę lat, żeby zmniejszyć ratę, powiedział, że tak, to byłoby możliwe. Tylko albo muszę mieć zgodę sądu rodzinnego, albo podzielić spadek i przepisać wszystko na siebie. Ale na to chyba też muszę mieć zgodę sądu. Bo dom nie jest wyłącznie mój, tylko mój i dzieci.

Prawnik

Mecenas powiedział, że w banku mieli rację. Żebym mogła cokolwiek zrobić z majątkiem moich dzieci, muszę przekonać sąd rodzinny, że jest to dobre dla dzieci. Jeśli będę chciała zmienić umowę kredytu hipotecznego, a nawet sprzedać dom i przeprowadzić się do mniejszego mieszkania, musi się zgodzić sąd. A nie będzie to łatwe. Jeśli chcę coś zrobić, zanim bank wypowie umowę kredytu, muszę działać szybko. Sprawy w sądzie ciągną się kilka miesięcy i nie wiadomo, na jakiego sędziego trafimy. Ale może mnie reprezentować i zrobi wszystko, żeby uratować moją sytuację.

To wtedy po raz pierwszy zaczęło do mnie docierać, w jakiej sytuacji się znalazłam. Nie dość, że zostałam sama, to jeszcze okazało się, że śmierć Roberta była tylko początkiem całej serii problemów. Każdy większy od poprzedniego, a wszystkie niespodziewane. W życiu nie przypuszczałam, że to są takie skomplikowane sprawy.

Zaczęłam od nowa wszystko liczyć. Prawdopodobnie nie będę miała innego wyjścia, jak sprzedać dom. Tylko wtedy spłacę kredyt i niewiele zostanie mi na kupno mieszkania. Będę musiała zaciągnąć kolejny kredyt, już na siebie.

Sąd

Pierwsza rozprawa była po miesiącu. Sędzia powiedziała, że muszę przedstawić wszystkie dokumenty, oraz wykazać, że mój plan jest prawdopodobny. Powiedziała, że muszę przedstawić jej spis, z którego wynika, jaki jest majątek dzieci. Dowiedziałam się też, że jeśli sprzedam dom, to do mnie należy tylko 1/3 pieniędzy. Pozostałe 2/3 to pieniądze dzieci, które trzeba będzie włożyć na lokatę. Więc jeśli uda mi się za moje pieniądze spłacić kredyt, to dobrze – dostanę zgodę. Pod warunkiem, że jednocześnie za swoje pieniądze kupię kolejne mieszkanie, a w międzyczasie zapewnię, że mamy dach nad głową. Inaczej nie będę mogła sprzedać domu. Kolejną rozprawę wyznaczyła za miesiąc.

Po wyjściu z sądu poprosiłam mecenasa o dłuższą rozmowę. Jak mogło do tego dojść? Co teraz? Jakie mam możliwości i czy w ogóle jest dobre wyjście z tej sytuacji? Przecież nie wrócę z dziećmi mieszkać do rodziców! Adwokat wyjaśnił, co mogę jako matka i jak wygląda tzw. piecza nad majątkiem małoletniego dziecka. Co może bank jako wierzyciel i jakie poniosę dodatkowe koszty, jeżeli umowa kredytu zostanie wypowiedziana. Żebym dowiedziała się, ile wynoszą karne odsetki. Ja mam związane ręce i nie mogę sprzedać domu bez zgody sądu rodzinnego, a bank może prowadzić egzekucję z nieruchomości i sprzedać ją za niewiele więcej, niż 2/3 ceny rynkowej. Obciąży mnie kosztami postępowania, wyceny i egzekucji. Ale to byłby najgorszy scenariusz. Postaramy się z tego wyjść. Mam nadzieję, że uda się opracować taki plan, który będzie akceptowalny dla sądu.

Spytałam, czy musiało tak się to potoczyć. Gdzie popełniliśmy błąd? Co można było zrobić lepiej? Usłyszałam dwa słowa: testament i ubezpieczenie. Poprawnie sporządzony testament i odpowiednio dobrana polisa na życia pozwoliłyby mi teraz odzyskać kontrolę nad swoim majątkiem. A tragiczna śmierć męża nie byłaby zarazem dramatem dla naszego majątku i finansów. Ale kto o tym wcześniej pomyślał??

Dlaczego Robert do tego dopuścił? Jak można być tak nieodpowiedzialnym?! Tylko kto na co dzień myśli o takich sprawach? Przecież ja sama także nie mam testamentu.

Wszyscy jesteśmy WIELOPOKOLENIOWI

Jeśli chcesz wiedzieć, jak działają poszczególne mechanizmy prawne i finansowe, które mają wpływ na sytuację rodziny oraz chciałbyś uniknąć podobnych problemów – zapraszam do lektury bloga. Wiem, że takie rzeczy nie wydarzają się często, a nawet nieprzyjemnie się o tym czyta. Mnie samego przechodziły ciarki, kiedy przypominałem sobie tę historię. Ale podobna sytuacja może przydarzyć się w każdej rodzinie.

Media wciąż podają informacje o wypadkach, nikt jednak nie opisuje, co dzieje się dalej. Jakie mechanizmy – prawne i finansowe – mają wpływ na rodzinę, co i w jaki sposób jest ze sobą powiązane, jak kręcą się te zębatki oraz jak szeroko należy myśleć, aby zachować kontrolę i uniknąć straty.

Rozsądnie jest wiedzieć, na czym się stoi i podjąć świadomą decyzję, a nie pozostawić sprawy samym sobie, jak robi zdecydowana większość z nas. Pod pretekstem: nie wywołuj wilka z lasu itp. itd. Dlatego warto sięgnąć po rozwiązana z zakresu planowania spadkowego, aby zyskać większe poczucie bezpieczeństwa, nawet jeżeli nie wybieramy się jeszcze na tamten świat…

***

Ta historia to tylko wstęp do usystematyzowanego opisu poszczególnych mechanizmów prawnych i finansowych, które złożyły się na tę – niestety typową – sytuację. Będzie o tym na Wielopokoleniowych sporo – temat jest na tyle złożony i wielowątkowy, że będzie do czego wracać. Postaram się opisać je w możliwie prosty sposób, zwracając uwagę na interdyscyplinarne zależności i praktyczne podejście. Diabeł – jak się domyślasz – tkwi w szczegółach.

Zanim to jednak nastąpi, proponuję zapoznać się z serią bardziej ogólnych i krótszych wpisów dotyczących sukcesji. Przekonaj się, na czym ona polega i czy to jest temat dla Ciebie – przy okazji sądzę, że odkryjesz sporo nowych i ciekawych informacji. Zależy mi na tym, abyś został na Wielopokoleniowych na dłużej… 😉

Dodaj komentarz

O autorze

Cześć, witaj w moim świecie!

Kim jestem? Od wielu lat, na pytanie o wykonywany zawód – odpowiadam, że piszę ludziom testamenty. To prawda. Napisałem ich już grubo ponad tysiąc. Niektórzy pytają, czy jestem notariuszem, inni robią dziwną minę …

Polecam również

Bądźmy w kontakcie!

Zapisz się do newslettera Wielopokoleniowych!